Edward Rutherfurd, Nowy Jork

środa, 31 października 2018
Najgorszy był unoszący się na ulicach fetor. Końskie łajno, gnojówka, pomyje, śmieci, wszelkie nieczystości, odchody, martwe koty i ptaki leżały na ziemi, dopóki nie zmył ich deszcz albo słońce nie spaliło na proch. A gdy przychodził gorący i parny dzień, z tej gnijącej masy unosił się gesty smród, wsiąkał w drewniane ściany i płoty, wnikał w cegły i zaprawę, wsączał się w każdą dziurkę, szczypał w oczy i dochodził do samych szczytów dachów. Tak pachniało lato w Nowym Jorku.
Edward Rutherfurd to z pewnością jeden z najbardziej przykładających się do swojej pracy pisarzy. Nowy Jork jest tak bogaty w obszerny opis dziejów powstawania imperium nowojorskiego, że nie sposób sobie wyobrazić ile ten człowiek poświęcił czasu na zebranie dla nas takiej wiedzy.
Smutne w tej powieści jest to, że życie większości bohaterów obraca się wokół robienia pieniędzy, ale właściwie.. czy tak nie jest?


Bogacze to kanalie. Piękni na zewnątrz, ale pod spodem to zwyczajne szumowiny.
Można właściwie powiedzieć, że Nowy Jork to historyczna powieść, taki Nowy Jork w pigułce. Wyobraźcie sobie czytanie niemal 1000 stronnicowego podręcznika historii! Na szczęście autor przekazał nam wiedzę bardzo zgrabnie nanosząc na wydarzenia historyczne swoich bohaterów, jednych rozważnych innych mniej, ale każdego dopasowanego do danego czasu, tak aby na jego przykładzie można było idealnie opowiedzieć, jak w owym czasie było.
A było różnie. W zależności od statusu majątkowego i koloru skóry.

Dla szlachetnego umysłu utrata swobód gorsza jest niż śmierć.
Powieść czyta się lekko i przyjemnie, historie bohaterów są ciekawe, a ukazanie historii jednej rodziny na przestrzeni pięciu wieków uważam wręcz za majstersztyk.
Sam Nowy Jork jest pięknie przedstawiony, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami, opisy architektoniczne są bardzo wierne i sugestywne. Wszystko to sprawia, że czytanie tego obszernego tomiszcza jest czystą przyjemnością, a ja mam ochotę na więcej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz