Hanna Kowalewska, Okna z widokiem na Weronę

czwartek, 28 listopada 2019
Tajemnicza opuszczona posiadłość i rodzinne sekrety...

Tytuł oryginału: Okna z widokiem na Weronę
Autor: Hanna Kowalewska
Data premiery: 27 listopada 2019r.
Wydawnictwo: Literackie
Stron: 643

Okna z widokiem na Weronę to moje drugie spotkanie z Hanną Kowalewską. Właściwie nawet trzecie jeśliby się tak rozdrabniać. Poznałam się z autorką w ubiegłym roku przy okazji premiery Zanim odfrunę będącej drugim tomem cyklu o Jantarni. I w tym samym czasie zapoznałam się także z pierwszym tomem. Choć mimo uroczego stylu mojego profilu na IG i kobiecego bloga jestem znana raczej z czytania krwistych książek, w których trup ściele się gęsto a zakończenie niekoniecznie jest happy endem, zdarza mi się sięgnąć po coś zgoła innego. Nie jestem fanką romansideł, a i do literatury obyczajowej podchodzę z pewnym dystansem jednak wydawnictwo literackie zapoznało mnie z kilkoma takimi autorami, których książki niesamowicie przypadły mi do gustu - co zadziwiło mnie samą! Jedną z nich jest właśnie Hanna Kowalewska. Po przeczytaniu dwóch części serii o Jantarni zapragnęłam czytać więcej spod pióra autorki. Oczywiście miałam w planie zapoznać się z Zawrociem już jakiś czas temu, ale wiecie jak to jest - za dużo książek, które chciałoby sie przeczytać i za mało czasu by to zrealizować. 

Doczekałam więc w końcu momentu kiedy pani Kowalewska wydała kolejny tom o Zawrociu i zdecydowałam się na jego przeczytanie. To było dosyć ryzykowne posunięcie biorąc pod uwagę fakt, że dość sporo mnie z życia Matyldy ominęło. Niemniej zaintrygowana opisem obiecującym grzebanie w przeszłości zasiadłam do lektury. A zaczęła się ona w sposób następujący: zawirowania na poziomie życia prywatnego i zawodowego powodują, że Paweł musi wyjechać za granicę, a Matylda tymczasem odkrywa pewien tajemniczy budynek, który zimową porą widać jak na dłoni podczas gdy przez większość roku był szczelnie ukryty za bujną fasadą zieleni.
Nic nas nie rani jak chłód najbliższych. Choć czasami ich miłość potrafi być równie zabójcza jak jakaś pętla.
Wkrótce bohaterka dowiaduje się o różnych plotkach związanych z tajemniczą Weroną, a co najgorsze nikt nie chciał opowiedzieć jej wszystkiego. Zupełnie tak... jakby całe Zawrocie ukrywało coś przed nią. Oczywiście takie zachowanie innych, a także fakt, że Matylda będąc w zaawansowanej ciąży najzwyczajniej umiera z nudów sprawiają, że dziewczyna nie daje za wygraną i z czasem odkrywa, że ma bardzo dużo wspólnego z Weroną, prawdopodobnie więcej niż ktokolwiek by mógł przypuszczać, a to z kolei rodzi kolejne pytania i jeszcze mocniej zamyka usta tych, którzy mogliby coś w sprawie wiedzieć.

Muszę przyznać, że autorka ma zdolność przenikania i wciągania czytelnika w rolę bohatera. Czytając miałam momentami wrażenie jakbym sama odkrywała historię własnej rodziny, jakbym to ja odkryła Weronę, która tak wiele może namieszać... Hanna Kowalewska jest mistrzynią w manipulowaniu uczuciami i opisywaniu relacji międzyludzkich, niekiedy bardzo skomplikowanych i złożonych. 

Jednak... no właśnie, przechodzimy do sedna. Mimo tego, że historia mi się podobała, sama autorka jest inteligentna i sympatyczna, a całość czyta się lekko to czuję pewien niedosyt. Czegoś mi w Zawrociu zabrakło, w tych ludziach, historii, samej Matyldzie. Zdecydowanie polecę Wam tę powieść jednak o wiele bardziej podoba mi się seria o Jantarni.

Dziekuję za egzemplarz wydawnictwu Literackiemu.

Kasia.

2 komentarze:

  1. Bardzo dawno czytałam powieści tej autorki. Musiałabym sobie je odświeżyć, aby sięgnąć po kolejne. A może rzucę się na głęboką wodę i jednak zacznę bez tego nadrabiania? Nie wiem, ale muszę zacząć działać w związku z tą autorką, ponieważ te kilka lat temu jej książki bardzo mi się podobały. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto wrócić chociaż pobieżnie i przypomnieć co się działo wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń