Tom Perrota, Pozostawieni

piątek, 2 lutego 2018

Co się stanie, gdy nagle znikną tysiące ludzi? Znikną tak po prostu, nie wydarzy się katastrofa, nie będzie żadnego wypadku ani mordercy szaleńca? Jak poradzą sobie z tym ci, którzy pozostali?
Mimo bardzo interesującego opisu książki i zachwytów innych czytelników byłam jak zwykle sceptyczna. Pozostawieni to jedna z wielu książek zdobytych podczas październikowej wymiany książek i póki co jedyna, którą udało mi się przeczytać. Jak wrażenia?


No cóż. To było genialne!
Nie czytałam czegoś podobnego, a to już wielki plus. Nie lubię czytać bliźniaczych książek, a umówmy się - zbyt wielkiego wyboru autorzy też nie mają. Ostatnio jednak spotykam na swojej drodze bardzo ciekawe thrillery, w których autorzy ukazują alternatywną rzeczywistość. 
Ale Laurie wiedziała. Głęboko w swoim sercu, gdy tylko to się stało, wiedziała. Pominięto ją. Pominięto ich wszystkich.
Nikt tak naprawdę nie wie co się wydarzyło 14 października, gdy nagle w jednej sekundzie zniknęło z powierzchni ziemi 2% ludzkości, jednak jak to w takich przypadkach bywa, wszelkie sekty, religie i organizacje zaczęły nazywać to Wniebowzięciem. 
Książka ma wielu bohaterów, a ich losy przeplatają się ze sobą bardzo spójnie dzięki czemu nie odczułam przytłoczenia ich ilością. Można przyjąć, że najważniejszymi postaciami są:
Kevin Garvey - burmistrz miasteczka Mapleton, który próbuje podnieść na duchu mieszkańców swojego miasta mimo, że sam przeżywa tragedię gdy jego rodzina rozpada się nie w wyniku zniknięcia jednego z jej członków, ale przez wstąpienie żony i syna do sekt, a także zejście na "złą drogę" nastoletniej córki. 
Nora Durst - czterdziestokilkuletnia mieszkanka Mapleton, która jadła z rodziną kolację, gdy nagle wszyscy zniknęli. 
Laurie Garvey - żona burmistrza, zafascynowana ideologią sekty do której wstąpiła.
Wiedział, że będzie mu brakowało jej uśmiechu o poranku i nadziei, którą mu dawała, przekonania, że wciąż może być fajnie, że jesteśmy czymś więcej niż sumą tego, co nam odebrano.
Początkowo Kevin bardzo cierpiał i chciał żeby Laurie wróciła, ale z czasem postanowił żyć - umawiać się z innymi kobietami i myśleć o przyszłości. Ale jak to zrobić, gdy mieszka się z nastolatką, która ogoliła głowę na łyso i zaczęła się buntować i gdy syn poszedł w świat za swoim guru i nie daje znaku życia? 
Podobne rozterki ma Nora, z jednej strony chciałaby dalej żyć, ale z drugiej uważa to za niewłaściwe i niemożliwe - bo o ile męża można zapomnieć to przecież nie da się zapomnieć o dzieciach. 
Przeczucia mnie nie zawiodły, między tym dwojgiem pojawiła się pewna relacja, ale nie nazwałabym tego nawet wątkiem miłosnym, a przynajmniej nie na tyle by stał się znaczącą częścią tej opowieści. 
Więc co właściwie jest głównym wątkiem?
Moim zdaniem Pozostawieni świetnie ukazują tendencję ludzi do wiary w wszelkie niebezpieczne organizacje religijne i to chyba było tak naprawdę gorszą tragedią niż całe "porwanie". Wszędzie roiło się od wysłanników Boga i fanatyków. Laurie dołączyła do " Winnych Pozostałych", przyjęła śluby milczenia i ostatecznie została męczennicą.
Najbardziej właśnie bolał mnie wątek Laurie i Meg. Ta druga miała tylko dwadzieściacztery lata, za kilka dni miała wychodzić za mąż i nagle nie wiedzieć czemu zostawiła to wszystko i wstąpiła do sekty. Laurie również nie straciła nikogo - miała całą rodzinę, a jednak coś nią kierowało, gdy opuszczała bliskich - poczucie, że Bóg ją pominął. 
W pewnym momencie jednak dziewczyny pogubią się w tym wszystkim i niczego już nie będą pewne, a najbardziej smutne jest to, że niestety już było za późno. 
Chciała po prostu być miła, ponieważ tak wielu ludzi nie było.
Zakończenie na szczęście napawa optymizmem, niektóre sprawy potoczyły się lepiej niż myślałam, jedni znaleźli (dosłownie) to, czego było im trzeba dzięki czemu mogli zacząć żyć na nowo a inni byli bliscy wejścia w szpony sekty ale odkryli, że wcale tego nie potrzebują.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz