Edgar Hilsenrath, "Fuck America"

niedziela, 11 lutego 2018

Pamięć o wojnie i amerykański sen.
Takie hasło opisuje tę książkę.
Powieść zaciekawiła mnie tym, że opowiada wydarzenia związane z Holokaustem w nieco inny sposób.

Bohaterem książki Fuck America jest Jakob Bronsky - syn żydowskich emigrantów z Europy.
Towarzyszymy mu niemal każdego dnia jego ubogiego życia w Stanach, gdy kombinuje jak się najeść i zarobić parę dolarów jednocześnie się nie narobić.
Bronsky od samego początku nie wzbudził we mnie sympatii, uważałam go za pasożyta. Dlaczego? Otóż dlatego, że oferowano mu najróżniejsze pracę ale on je tracił i to nie dlatego, że był ciamajdą, ale zwyczajnie miał je gdzieś. Otwarcie mówił pośrednikowi pracy, że praca dłuższa niż kilka dni nie wchodzi w grę bo on nie ma na to czasu.
Odnoszę również wrażenie, że miał swego rodzaju żal do innych emigrantów, że do czegoś doszli w Stanach.

Historia opisana jest niezwykle przez co pod koniec można się zgubić, gdy Bronsky opowiada Mary Stone swoje wojenne przeżycia. Niemniej jednak wtedy trochę go zrozumiałam. Myślałam, że on gardzi Ameryką, ale gdy tak samo źle czuł się w Niemczech, gdzie wszystko podkładali mu pod nos, zrozumiałam.
Jakob Bronsky nie potrafił normalnie żyć i funkcjonować po tym wszystkim co się wydarzyło. Po tym jak wymordowano tylu ludzi. Niektórzy potrafili - jego rodzice i rodzeństwo osiedlili się w Californii i nauczyli żyć dalej.

Bardzo ciekawym stylem napisana powieść, którą zdecydowanie należy zaliczyć do obowiązkowych lektur, jednak trochę mnie raziło to ciągłe sprowadzanie wszystkiego do seksu i jęczenie bohatera na temat bezużytecznosci jego przyrodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz