Złodzieje książek, Matthew Pearl

piątek, 22 września 2017

Bukinier (ang. bookanner) - pirat kradnący książki, książkokrad. Słowo stworzone przez poetę Thomasa Hooda, które miało oznaczać wydawców kradnących utwory literackie, co umożliwiał brak konwencji chroniących prawo autorskie. W powieści Matthew Pearl'a oznacza przedstawiciela czarnego rynku.


Złodzieje książek to opowieść o ostatnim skoku jednego z najbardziej bezwzględnych Bukinierów  w Europie - Pena Davenporta, który wyrusza w podróż by zdobyć rękopis ostatniej książki umierającego Roberta Luisa Stevensona.



_______________________________



Przenosimy się do Londynu w roku 1890. Poznajemy historię jednego z najbardziej bezwzględnych piratów książek w Europie - Pena Davenporta. Jak powszechnie wiadomo, piraci "zarabiają" na życie napadając na statki. Nie inaczej jest z bukinierami, choć oni przeczesują różne miejsca w poszukiwaniu nie złota, a rękopisów.
Ponieważ przez wiele lat prawo autorskie było bardzo nieprecyzyjne, a czytelnicy byli spragnieni nowych wrażeń - bezkarnie wydawano książki bez zgody autora. Takim sposobem pisarze - Charles Dickens, Mark Twain, Robert Luis Stevenson i inni - zdobywali sławę, ale ponosili straty finansowe, wydawcy natomiast się wzbogacali, a czytelnicy byli zadowoleni ponieważ mogli tanio nabywać książki. Ratunkiem dla autora był czarny rynek, na którym królowali Bukinierzy.
Książki inspirują ludzi  do tego, aby pogodzić się ze światem lub przed nim uciec. Wzniecają wojny lub je kończą. Przynoszą mężczyznom i kobietom, którzy je piszą i wydają, ogromną fortunę, a później niemal równie szybko wtrącają ich w obłęd i rozpacz. / str. 92
Warto tutaj wspomnieć o prawdziwości opisanej historii. Prawdopodobnie Bukinierzy istnieli naprawdę. Autor wspomina na końcu książki, że kiedyś przypadkiem wpadł na krótką wzmiankę na ich temat i od tamtej pory zaczął się nimi interesować, jednak zbyt wielu informacji nie uzyskał, dlatego postanowił wymyślić dzieje ich rzemiosła, zadania, które im zlecano, kim byli i skąd się wzięli oraz co pchnęło ich w kierunku tej profesji. Autor wykorzystał również wyznanie Roberta Luisa Stevensona, które jasno daje do zrozumienia, że pisarz wiedział o 'czarnym rynku literatury' i podobnie jak wielu innych, traktował go jako formę zwalczania kradzieży jakich dopuszczali się wydawcy.
Każda powieść domaga się krwi i łez autor, ale dla literackiej bestii jest to jedynie kolejny kęs posiłku, który trzeba przełknąć. / str. 95
No dobrze, ale wracamy do powieści. Pen Davenport - jak wspomniałam, jest jednym z najgroźniejszych Bukinierów w Europie. Jednak jego profesja powoli wymiera, gdyż u progu XX wieku postanowiono podpisać umowę międzynarodową, która traktowała o likwidacji czarnego rynku. W tym samym czasie Robert Luis Stevenson spędza ostatnie dni swojego życia na wyspie Samoa i kończy swoją ostatnią książkę. Davenport zamierza wyruszyć w ostatnią podróż przed wejściem w życie nowego prawa i zdobyć rękopis Stevensona. Zabiera ze sobą swojego kompana Ferginsa, który początkowo niechętny, z czasem staje się podekscytowany asystowaniem sławnemu piratowi w jego ostatniej misji. 
No ale jak to tak, po prostu sobie płyną, zdobędą i już?
Oczywiście, że nie. Podobnie jak Davenport, chrapkę na rękopis Stevensona ma jego śmiertelny wróg - Belial. Jedyny, który może w tym fachu zaszkodzić naszemu bohaterowi. 

Do samej opowieści ciężko się przyczepić, jest ciekawa i napisana lekkim stylem - więc jeśli ktoś obawia się porównania do Zafona - to spokojnie może czytać, ponieważ nie ma tutaj 'specyficznego' języka, a całość naprawdę szybko się czyta. Biorąc pod uwagę, że jest to opowieść przygodowa nie można oceniać logiki niektórych sytuacji - w przeciwnym razie niektóre momenty wydałyby się naprawdę głupie. 
Staram się zawsze napisać coś o bohaterach, ale tutaj niestety nie mam zbyt wielu informacji i to mi trochę przeszkadzało.

Opowieści przygodowe - do których niewątpliwie zalicza się ta książka - nie są moją mocną stroną. Nigdy nie fascynowało mnie poszukiwanie Wyspy Skarbów. Powieść Złodzieje Książek mnie wciągnęła i uważam ją za dobrą książkę, choć momentami zbyt dużo niepotrzebnej treści, która zdaje się być tylko po to, by zwiększyć jej objętość. 
Niech będzie dla Was porównaniem fakt, że o ile książkę Cień wiatru zmęczyłam, to tę przeczytałam z wielką przyjemnością. 



Za egzemplarz dziękuję                                                      Panna Jagiellonka








  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz