Marta Matyszczak, "Tajemnicza śmierć Marianny Biel"

środa, 2 sierpnia 2017

Na wstępie chciałam zaznaczyć, że nie mam w zwyczaju pisać recenzji jeśli książka mi się nie spodoba, jednak z racji tego, że "Tajemniczą śmierć Marianny Biel" dostałam w ramach współpracy od Grupy Wydawniczej Publicat, postanowiłam zrobić wyjątek.

Może na początku o czym jest ta książka.
Do jednego z chorzowskich familoków wprowadza się prywatny detektyw Szymon Solański ze swoim kulawym czworonogiem - Guciem. Nasi bohaterowie robiąc rozeznanie po włościach znajdują w piwnicy zwłoki niedoszłej sąsiadki - tytułowej Marianny Biel. 
Policja ku niezadowoleniu Solańskiego stwierdza, że był to nieszczęśliwy wypadek, w końcu kobiecina była starsza, pewnie się potknęła, upadła na regał i stało się. 
Warto abym tu wtrąciła swoją tezę: ja podejrzewałam kota. 
Naprawdę, po prologu spodziewałam się, że kobieta zginęła, po tym jak potknęła się o kota plączącego się pod nogami czy coś w tym stylu.

Sprawa Marianny Biel jednak mocno się przeciągała i w połowie książka zaczęła mnie nudzić do tego stopnia, że zaczęłam jej unikać...
Nasz niezbyt rezolutny detektyw podejrzewa w końcu chyba każdego z sąsiadów, aż w końcu zaczynają na wierzch wychodzić sprawy kompletnie nie związane z morderstwem, ostatecznie wychodzi na to, że w tej kamienicy nie ma "normalnej" rodziny. Tu hazard i romanse, tu ukrywany w komórce syn, a tam bracia bliźniacy rodem z tego filmu: Bliźniacy (1988)
W pewnym momencie już nic z fabuły nie rozumiałam, a tego strasznie nie lubię. Zarówno Buchtowa jak i młoda Polaczkowa zdawały się mieć coś wspólnego ze śmiercią sąsiadki tymczasem wątek ten sam umarł równie nagle i tajemniczo jak tytułowa Marianna. 

Mam wrażenie, że autorka miała za dużo pomysłów i chciała je wszystkie upchnąć w jednej książce. 

Jeśli chodzi o bohaterów to bardzo polubiłam Gucia, był wprawdzie czasami bardzo niezdarny i tchórzliwy jednak z pewnością instynkt tropiciela ma o wiele lepszy od swojego właściciela, który był dla mnie kompletną siermiengą. Miałam wrażenie, że autorka naczytała się za dużo J.K. Rowlling i próbowała z niego zrobić kogoś na wzór Cormorana Strike'a. Zamiast zarabiać na życie i brać na początku byle jakie zlecenia, to ubzdurał sobie, że będzie chrzowskim Horatio Cane. Odrzucała mnie również jego zimna osobowość. (Kto normalny nie uśmiecha się nawet do swojego pupila?). 

Nie wydaje mi się żebym chciała kontynuować znajomość z tą autorką, jednak życzę powodzenia - kto wie, może kiedyś zmienię zdanie i dam jej drugą szansę? ;)

Dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat S.A. za możliwość przeczytania tej książki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz