Małgorzata i Michał Kuźmińscy, "Kamień" / Rec.

piątek, 28 lipca 2017

O Małgorzacie i Michale Kuźmińskich słyszałam i czytałam wiele dobrego, jednak jak dotąd nie miałam okazji zapoznać się z ich twórczością, Teraz miałam okazję jednak nadrobić te braki i niesamowicie się z tego cieszę!

Ostrzegano mnie, że nie powinnam czytać "Kamienia", ponieważ nie czytałam "Ślebody" i "Pionka", jednak ciekawość zwyciężyła nad logiką i postanowiłam chociaż "przejrzeć" zawartość książki. 
Opcja "tylko sobie zerknę" szybko zmieniła się w "nie mogę się oderwać" i tak jakoś wyszło, że po trzech dobach jestem już bogatsza o "Kamień" na koncie przeczytanych książek.

Pozornie cała historia wydawała się być prosta. 
W romskiej osadzie znaleziono zwłoki chłopca, który zdecydowanie nie był Romem. Jak łatwo można się domyślić, podejrzenia policji i społeczeństwa zostały skierowane na Romów, jednak w moim przekonaniu, po wstępie do książki, w którym zajechało pedofilią na kilometr, winnym był ksiądz. W końcu - jak słusznie zauważyli nasi bohaterowie, łączył oba społeczeństwa, a jak się później okazało ofiary były dwie - romski chłopczyk oraz chłopiec o jasnej karnacji i włosach koloru pszenicy. Na dodatek Strzygoń dotarł do materiałów, z których jasno wynikało, że ks, Drzewiecki był oskarżany  molestowanie podopiecznego w poprzedniej parafii.

Niestety, nic nie było takie jak mogłoby się wydawać.
Ofiar było znacznie więcej, a osobami, które zadawały im najwięcej cierpienia i w efekcie w dwóch przypadkach doprowadziły do nieumyślnej śmierci były ich rodzice: Baranowie, którzy zagłodzili synka na śmierć, ponieważ cierpiał na Celiakie i podawali mu jedynie łyżeczkę miodu do herbaty, dwa razy dziennie, Wołoszynowie, którzy podawali niemowlęciu magiczny proszek z "Betlejem" i zawiązywali supełki, bo matka miała problem z laktacją, czy w końcu Golcowie, których synek chorował na Osteosarcome - złośliwy nowotwór kości, a oni przykładali mu do nogi kamienie i rzucali daleko z rzekę.

Jednak, czy można winić rodziców bezpośrednio za to co spotkało ich dzieci?
Z jednej strony - tak, bo dlaczego po prostu nie pójść do sklepu i kupić produkt bez glutenu, dlaczego nie uzupełniać diety noworodka mlekiem zastępczym, dlaczego nie medycyna ?
Z drugiej jednak strony, potrafię tych ostatnich usprawiedliwić. Dlaczego? Bo była to romska rodzina. A oni, powiedzmy sobie szczerze, nie mają opieki medycznej.
Nie żebym była przyjaciółką Romów, ale absolutnie ich wrogiem też nie jestem i cieszę się, że autorzy opisują ich z dwóch stron - jako agresywnych wobec gadzi, ale także jako lojalne wobec siebie społeczeństwo, czego nie można powiedzieć o nas.
Jeśli chodzi o Wołoszynów i Baranów, jedyne co ich usprawiedliwia to głupota, ponieważ zaślepiała ich moda na bycie "eko".

Autorzy w "Kamieniu" otwierają oczy na bardzo ważną kwestię.
"Mateczka" jest przykładem osoby, która twierdzi, że każdego potrafi uleczyć swoimi zielarskimi naparami i modlitwą. Ja jestem na takich ludzi szczególnie uczulona, nie wierzę w takie bzdury, a już na pewno nie w to, że jak padnę na kolana to wyzdrowieję. Niestety, bardzo dużo ludzi w to wierzy. W poprzedniej pracy poznałam kobiety, które ciągle słuchały na youtube wykłady pewnego "mędrca", stawiały sobie pijawki na każdą dolegliwość i kupowały zioła, wyciągi i nie wiem co jeszcze warte krocie, bo "on/a powiedział/a, że to jest dobre na to i tamto". Prawda jest taka, że w wielu przypadkach nie ma to nic wspólnego ze zdrowotnością, a co najwyżej z lansem. Nie szczepie się, nie jem glutenu, nie chodzę do lekarza - jestem taki naturalny! 
Niestety często ofiarami takiej mody są właśnie dzieci, którym diety ustalają rodzice. 
Gdy się z kimś dzieli przestrzeń, to trzeba się pożegnać z myślą, że wszystko będzie po naszemu. Wrzucić na luz, oddać trochę kontroli i zgodzić się na odrobinę chaosu. / str. 138
Wracając do książki, bohaterowie bardzo mi się podobali, choć nie powinnam wypowiadać się na ich temat, skoro tak naprawdę nie znam ich za dobrze (ponieważ, jak wspomniałam - nie czytałam Ślebody i Pionka), Anka zrobiła na mnie dobre wrażenie, choć nie mam pojęcia, co ona tam tak naprawdę robiła. Zaprzyjaźniła się z Dominiką i Reginą, ale czy zrobiła dla nich coś więcej? Teoretycznie pomogła ich uniewinnić. Natomiast w sferze prywatnej wydała mi się mniej dojrzała od swojego partnera - Gerarda, który jest od niej dziesięć lat młodszy i któremu ciągle wytykała, że jest sadystą i właściwie wszystko, czego by się nie ruszył, było źle. W pewnym momencie zadałam jej pytanie: "Dziewczyno, co jest z tobą nie tak do cholery? Skoro tak ci przeszkadza, to po co z nim jesteś?".
Sebastian to dla mnie taki troszkę cwaniaczek i hiena, ale to mi się właśnie w dziennikarzach podoba. Jako ciekawostkę napiszę, że sama zastanawiałam się nad tym zawodem, byłam rozdarta między dziennikarstwem, a prawem do tego stopnia, że ostatecznie nie jestem ani dziennikarką, ani prawnikiem ;) 

Jeśli już muszę się do czegoś przyczepić to napiszę, że całkiem rozwalił mi powagę osoby Janusza Głoda fakt, że jego żona ma na imię Grażyna. Serio, w czasach, gdy te dwa imiona są najpopularniejsze do określenia wszystkiego co najgorsze w naszym społeczeństwie, autorzy musieli nazwać tak komisarza policji? Jedną z głównych i znaczących postaci? 

A szambo płynie.


Polecam, 
Panna Jagiellonka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz