Marlon James, Czarny Lampart, Czerwony Wilk

wtorek, 9 marca 2021

 



Tytuł oryginału: Black Leopard, Red Wolf

Cykl: The Dark Star Trilogy

Data wydania: 24 marca 2021 r.

Tłumacz: Robert Sudół

Dziecko nie żyje. Nie pozostało nic więcej, by wiedzieć. Tropiciel jest myśliwym, znanym w trzynastu królestwach jako ten, który ma nos. I choć zawsze pracuje sam, ten jeden jedyny raz musi zrobić wyjątek. By odnaleźć zaginione dziecko, sprzymierza się z grupą podobnych sobie najemników. A są tam wszyscy: od wiedźmy, przez smutnego olbrzyma, aż do zmiennokształtnego Lamparta. Każde z nich jest śmiertelnie niebezpieczne. Każde z nich pilnie strzeże swoich tajemnic. Podążając za zapachem dziecka, grupa przejdzie przez potężne miasta, groźne rzeki i zaklęte puszcze, na każdym kroku tropiona przez istoty, które pragną ich śmierci. Wątpliwości nie opuszczają Tropiciela ani przez chwilę. Kim jest tajemniczy chłopiec, którego muszą odnaleźć? Dlaczego tak wiele osób chce przerwać ich poszukiwania? I przede wszystkim – kto kłamie, a kto mówi prawdę?
Prawda pożera kłamstwo, jak krokodyl pożera księżyc.
Marlona Jamesa poznałam trzy lata temu, gdy otrzymałam do recenzji fenomenalną Księgę Nocnych Kobiet. Dwa lata temu przeczytałam kolejną jego powieść Diabeł Urubu, która już nie była w moim odczuciu tak dobra. Niemniej, gdy autor napisał kolejną powieść byłam jej bardzo ciekawa ponieważ powieści Marlona Jamesa nie są ckliwymi historyjkami do poczytania przy kawce czy herbatce. Ten jamajski autor porusza w swoich dziełach bardzo trudne tematy.

Niestety muszę przyznać, że zmęczyłam Czarnego Lamparta, Czerwonego Wilka. Niektóre fragmenty czytałam z zaciekawieniem, jednak w większości była to bardzo długa i żmudna droga. Chociaż jest opisywana jako powieść fantasy, jest stylizowana bardziej w duchu klasycznej tradycji poetyckiej, będącej pomysłową i ambitną mieszanką wyobraźni, mitów i historii. Jest to połączona ze sobą kompilacja historii, które w całym tekście przedstawiają przemoc i przemiany. Tutaj nadrzędną narracją jest śledzenie zagubionego dziecka, ale jest to książka o ruchu i podróży, zmianie i odkryciach.
O dzieciach da się powiedziec jedno. Zawsze znajdą w tobie coś do użycia. I jeszcze da się powiedzieć drugie. Nie potrafią sobie wyobrazić świata, w którym człowiek ich nie kocha, bo co robić jak ich nie kochać?
Tempo akcji jest nierówne, a całość to szalona dezorganizacja. Czyta się jak senny krajobraz, pełen zapowiedzi i brutalności. Treść przypomina listy, które są doskonałym polem do popisu dla umiejętności Marlona Jamesa, prezentując jego uderzające obrazy i niezwykłe powiązania. Tak, styl autora niewątpliwie jest piękny, ale przynajmniej dla mnie, w tej powieści pozbawiony emocji. W opisie jest tak wiele mocy, tyle zostało powiedziane przy tak niewielkiej ilości: „mój ojciec chciał wygrać, a nie grać”. Ile historii i bolesnej wiedzy jest w tych kilku słowach? Ile to mówi o relacji między ojcem a synem? Interakcje są jak wymiana teatralna, bardziej wypowiedzi niż rozmowa, wszystko performatywne i pozornie głębokie. Postacie mają ograniczony realizm, niektóre działają jak symbole, inne tylko po to, by jeszcze bardziej podnieść poziom przemocy. Jest to niekończąca się i ostatecznie odrętwiająca litania nędzy i przerażenia, która traci jakiekolwiek znaczenie.

Jeszcze bardziej zdystansowana jest obskurna ludzkość. Im więcej czytam mitów i mam na myśli prawdziwy mit, a nie odkażone wersje Disneya, tym bardziej wydaje mi się, że jest to nieskończenie powtarzająca się orgia gwałtu i przemocy, zarówno ludzkiej, jak i boskiej. I to nie jest wyjątek. Mizoginistyczny narrator jest obsesyjnie seksualny, a książka jest pełna odniesień i opisów nadużyć, gwałtów, gwałtów zbiorowych, zoofilii i innych dziwactw seksualnych, które wydają się nie mieć rzeczywistego znaczenia. Na pierwszych stronach drwi ze swojego więźnia za to, że chce uprawiać seks z dzieckiem. Właściwie nie wiem, ile tych rzeczy było w całej książce, ale wydawało mi się, że to za dużo. W sumie męczące i niepotrzebne. I choć, jak wspomniałam pierwsza powieść autora dogłębnie mnie poruszyła, to niniejsza potwierdza niestety tylko to, co myślałam po lekturze Diabła Urubu - że więcej po Marlona Jamesa nie sięgnę.
Może ci się zdaje, że zaświaty dotrzymują obietnicy bycia krainą wolną od bólu i cierpienia, ale to obietnica złożona wyłącznie umarłym.
Czy poleciłabym Czarnego Lamparta, Czerwonego Smoka? Nie. Nie jako powieść, w której można usiąść i się w niej zatracić. Ewentualnie jako eksplorację folkloru i mitów, jako przykład określonego stylu pisania.
Nie o wszystkim, co widzi oko, winny opowiedzieć usta.

Dziękuję za udostępnienie fragmentów
wydawnictwu Echa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz