S.K. Tremayne, Bliźnięta z lodu

poniedziałek, 21 września 2020

 




Tytuł oryginału: The Ice Twins
Data premiery: 26 sierpnia 2015 r.
Seria: Thriller Psychologiczny
Wydawnictwo: Czarna Owca

Czasem wszystko jest zupełnie inne niż sobie wyobrażamy a czasem to, co uważaliśmy za rzeczywistość w ogóle nie istnieje.

    S.K. Tremayne'a poznałam w czerwcu ubiegłego roku przy okazji lektury Zanim Umarłam i już wtedy wiedziałam, że chcę nadrobić pozostałe tytuły tego autora. Okazja nadarzyła się teraz, przeszło rok później dzięki wydawnictwu Czarna Owca, które wznawia lepsze thrillery z serii i z przyjemnością porwałam ten tytuł. Bliźnięta z lodu to według wielu czytelników najlepsza książka Tremayne'a i koniecznie chciałam sprawdzić na czym polega jej fenomen. 

    Sarah i Angus Moorcroft tracą w wypadku jedną ze swoich bliźniaczych córeczek Lydię. Rok później postanawiają przeprowadzić się na prywatną wysepkę odziedziczoną po babci Angusa by tam uporać się z tragedią, która ich spotkała jednak szybko okazuje się, że to nie był najlepszy pomysł, gdy pewnego dnia druga z bliźniaczek - Kirstie oświadcza rodzicom, że pomyliły im się córki i że tak naprawdę to ona jest Lydią. Angus za pracą, a może i ze strachu opuszcza wyspę zostawiając żonę samą z córką, która bądź co bądź zaczęła ich przerażać a wtedy Sarah już w ogóle nie może spokojnie zasnąć. 

    Zarówno Sarah jak i Angus zastanawiają się, czy to możliwe by nie potrafili rozróżnić własnych córek? Cóż, przyznam, że moich kuzynów bliźniaków nie potrafi rozróżnić nikt poza ich matką, ale tutaj oboje mieli wątpliwości. A może chcieli je mieć? Może poczucie straty po śmierci Lydii było tak silne, że bardzo chcieli uwierzyć, że ona jednak żyje? Warto tu zaznaczyć, że małżeństwo Moorcroft ma pewne tajemnice, zarówno przed sobą wzajemnie jak i przed światem.

Nie tyle moja własna śmierć jest nie do zniesienia, ile śmierć najbliższych. Bo ich kocham. I część mnie umiera razem z nimi. Dlatego można by powiedzieć, że wszelka miłość jest formą samobójstwa.

    Ale co tak naprawdę wydarzyło się wtedy, gdy zginęła Lydia? I czy właściwie to ona zginęła? Fabuła trochę przypominała mi thriller innej autorki, który kiedyś czytałam, ale zdecydowanie Bliźnięta bardziej mi się spodobały. Miały w sobie to coś, tę nutę dreszczyku i rodzinnych sekretów, a to wszystko w surowej scenerii szkockiej wyspy odciętej od świata. 

    Cóż, rozumiem już fenomen Bliźniąt z lodu. Jestem zachwycona tą lekturą, a fakt, że zajęła mi ona zaledwie jeden dzień tylko to potwierdza. Zachęcam do przeczytania zarówno tej, jak i pozostałych książek autora.

Z niczym przyszliśmy na ten świat i z niczym z niego odejdziemy. Bóg dał, Bóg wziął.

 

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Czarna Owca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz