Jane Harper, Stracony

czwartek, 5 marca 2020
Na pustyni nic się nie ukryje

Tytuł oryginału: The Lost Man
Data premiery: 25 lutego 2020 r.
Kategoria: thriller

Australia. Pustkowia w okolicach Brisbane. Trzech braci Bright - Cameron, Bub i Nathan są właścicielami sporych gospodarstw, choć właściwie powinnam użyć słowa "ranczo". Dziwne jest to rodzeństwo, z uwagi na spore terytorium jakie każdy z nich posiada to dzieli ich od siebie 3 godziny drogi, jednak wydaje mi się, że nie jest to aż tak dużo żeby się praktycznie nie widywać. Głównym wątkiem Straconego jest śmierć jednego z braci - Camerona. Generalnie od początku mimo prób naprowadzenia na inne ścieżki nie widziałam możliwości aby śmierć Cama nie odbyła się na skutek morderstwa toteż pozwolę sobie tyle zaspojlerować. 

Jedynymi osobami, które tak naprawdę nie wierzą, że śmierć jednego z braci Brighta była nieszczęśliwym wypadkiem jest Nathan i jego syn - choć to ten drugi właściwie wpadł na to pierwszy. A skoro już wiemy, że prawdopodobnie ktoś przyczynił się do tego, co spotkało Camerona to trzeba zadać właściwe pytania: kto? i "dlaczego?". Sprawa w tej kwestii jest mocno skomplikowana bo wśród osób, które przewijają się na kartach tej powieści znajduje się całe grono osób podejrzanych, które miały zarówno sposobność jak i motyw. Począwszy od bliskich - żony Camerona - Ilse, która chyba nie do końca wyleczyła się z uczuć, które jeszcze przed ślubem obudził w niej... Nathan, a co do niego to wraz z trzecim z braci - Bubem z oczywistych względów również są według mnie oczywistymi podejrzanymi biorąc pod uwagę, że ziemia Brightów nie była podzielona równo tylko Cam posiadał jej znaczną część. 
Odosobnienie jest znacznie łatwiejsze do zniesienia, kiedy nie ma z nikim kontaktu.
Oprócz bliskich są też pracownicy - Dave, Kate i inni którzy też mieli swoje powody. No i jest jeszcze tajemnica z przeszłości Camerona, a wiecie jak to jest - przeszłość lubi o sobie przypominać. Zatem zapowiadało się naprawdę bardzo ciekawie, miałam cały worek możliwych zwrotów akcji i zakończeń tej historii, a po lekturze Sił Natury autorki wróżyłam sobie fantastyczną lekturę. Niestety. Tak jak na australijskim pustkowiu wieje nudą, tak wiało nią z tej książki. Fabuła była niezła, pomysły autorki na jej urozmaicenie też, ale jednak czułam się tak jakbym oglądała film w zwolnionym tempie. Bohaterowie zdawali się być tacy śnięci jakby ogłuszeni, nawet wtedy kiedy krzyczeli, okazywali jakiekolwiek emocje to tak jakby robili to szeptem - rozumiecie? 

Podsumowując, warsztat Jane Harper jest niezły, jednak - nie wiem czy to przez umieszczenie akcji w takim miejscu, czy tak po prostu miało to wyglądać - Stracony niemiłosiernie mi się dłużył i działał na mnie lepiej niż mamine kołysanki i tabletki nasenne. Jeśli jednak ktoś lubi taki styl, akcję trochę w stylu Agathy Christie i dość przewidywalne zakończenie to polecam.
Nie potrafił tego wytłumaczyć. Jakby nagle w pustym krajobrazie pojawił się puls. Dziwna ciężkość świadcząca o tym, że ktoś oddycha tym samym powietrzem co ty. Wiedział, że musi być jakieś wytłumaczenie tego zjawiska. Może podświadomie dostrzegamy, że coś jest inaczej.
Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Czarna Owca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz