Eric Berg - Dom Mgieł

wtorek, 3 kwietnia 2018

Zaciszna wyspa nad Bałtykiem, grupa przyjaciół i wspólna przeszłość, która doprowadzi do katastrofy. Mniej więcej tak reklamowano najnowszy kryminał Erica Berga - Dom mgieł.

Ludzie nie zawsze szukają winy tam, gdzie powinni. / str. 109
Akcja rozpoczyna się, gdy na Niemiecką wyspę Hiddensee przypływa grupa znajomych w odwiedziny do znanego architekta Philippa Lothringera.
Od samego początku ta paczka wydała mi się dość nieprecyzjnie skonstruowana. Skoro byli to dawni znajomi, to dlaczego nie czuli do siebie sympatii? Dlaczego nie mieli żadnych wspólnych wspomnień?
Zastanawiające również jest to, że sam gospodarz - Philippe nie lubi swoich gości. A biorąc pod uwagę, że to on ich zaprosił jest to trochę dziwne. Brakowało mi trochę takiej sielskości spotkania po latach - mimo wszystko.

Mordercy prawie nigdy nie odpowiadają obiegowym wyobrażeniom. Mit o krwiożerczej bestii jest wytworem mediów i literatury i ma oczywiste braki. Wszyscy mordercy i morderczynie, których widzimy w wieczornych wiadomościach ze skutymi rękoma i wypikselowaną twarzą, w rzeczywistości są przerażająco normalni. (...) Mordercą może być każdy z nas. / str. 111
Wracając do akcji: znajomi właściwie od samego początku zaczynają działać sobie wzajemnie na nerwy. Leonie jak zakochana nastolatka biega za Timem, który tymczasem uwiódł żonę gospodarza - Vev. Sama Vev nie znosi Leonie, gdyż uważa ją za niebezpieczną. A architekt nienawidzi Yasmin, która paliła skręty.
W pewnym momencie dochodzi w domu do rzezi, której podobno dokonała chora psychicznie Leonie. Jednak czy na pewno? Trzy osoby zginęły, dwie przeżyły, a jedna jest w śpiączce od dwóch lat.
I właśnie tutaj pojawia się dziennikarka Doro Kagel, która chcąc napisać artykuł o zbrodni na wyspie Hiddensee zaczyna prowadzić swoje małe, nieoficjalne śledztwo i wyrusza na miejsce zbrodni z synem jednej z ofiar.

Osoby, które umierają śmiercią naturalną albo w wyniku wypadku, nie padają ofiarą żadnego oszustwa. Ich ciało przecież nie oszukuje - ono jedynie reaguje na upływ czasu. Podobnie los nie kryje w sobie zbrodniczego pierwiastka - po prostu jest, jaki jest. Morderca natomiast jest jednocześnie oszustem, bo pozbawia ofiarę tego, co sobie zostawiła na przyszłość, a zarazem bawi się w przeznaczenie, choć nim nie jest. (...) Morderca zawsze zabija nadzieję. / str. 125
Jak wspomniałam brakowało mi spójności w tych wszystkich wydarzeniach, a także więzi między bohaterami. Zdawali się przebywać w swoim towarzystwie na siłę, co sprawiało, że tak naprawdę każdy z nich mógłby dokonać tej zbrodni bez najmniejszego poczucia winy. Czytało się to trochę topornie, a akcja zaczęła się rozwijać prawdę mówiąc dopiero po połowie książki. Niemniej autorowi udało się mnie zaskoczyć bo nie spodziewałam się takiego rozwiązania sprawy, więc tutaj sobie Pan Berg zaplusował. 
Podsumowując, Dom mgieł to nie jest zła książka, ale brakuje w niej takiego przejścia między sielską, a napiętą atmosferą. Przez to, jak wspomniałam ciężko mi było przebrnąć przez tę stosunkowo krótką treść i wciągnąć w akcję.

Dziękuję za egzemplarz Wydawnictwu Sonia Draga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz