Ruud Gullit, "Jak oglądać piłkę nożną" / Rec.

niedziela, 28 maja 2017

Ruud Gullit jest postacią, o której krążą legendy. Tak samo jak każdy słyszał o Diego Maradonie, Zlatanie, Guardioli czy całej reszcie wielkich sław, tak samo każdy słyszał o Gullicie, a przynajmniej powinien.
Niesamowicie się ucieszyłam, gdy dostałam do recezji książkę jednego z idoli mojego ojca. 

"Jak oglądać piłkę nożną" jest w dużej mierze autobiografią autora, w której opowiada jaką drogę musiał przejść, aby znaleźć się na szczycie i  - co najważniejsze  - utrzymać się na nim. 
Absolutnie Gullit nie kreuje się na superpiłkarza, właściwie w ogóle się nie kreuje. Jak wspomniałam opowiada, o swojej drodze na szczyt jednak bardziej pod kątem tego, na co zaczął zwracać uwagę i czego uczył się grając w konkretnym klubie.
Zauważyłam duży sentyment autora do Milanu, w którym  jak sam opisuje  - stał się dojrzałym piłkarzem. Zawdzięczał to otoczeniu, ponieważ w tamtym czasie (końcówka lat 80. i początek 90.) Włochy przyciągały czołowych zawodników, pieniądze nie grały roli więc kluby skupowały najlepszych piłkarzy na świecie: Diego Maradona, Van Basten, Rijkaard, Zbigniew Boniek i wielu innych. (z dumą przeczytałam nazwisko naszego rodaka!)
Mówi się, że dobrzy piłkarze umieją ze sobą grać, ale czasem taka współpraca po prostu nie działa i zawodnicy po prostu do siebie nie pasują. W Barcelonie jest co najmniej trzech takich piłkarzy: Messi, Suarez i Neymar. Ich współpraca to coś wyjątkowego. / str. 37 - 38
Dzięki lekturze tej książki miałam możliwość dowiedzieć się czegoś o piłce "od kuchni". Jako kibic skupiam się na tym co dzieje się na boisku, tymczasem dla zawodników wszystko zaczyna się dużo wcześniej. Autor opisuje to rytuałami, które jak sam opisuje  - każdy doświadcza na swój sposób. Nie miałam pojęcia o tym co zawodnicy robią przed meczem, właściwie chyba nigdy się nawet nad tym nie zastanawiałam, a okazuje się, że jest to dla nich coś więcej niż "wyjść na boisko i wygrać mecz". Myślę, że ile jest piłkarzy tyle może być rytuałów, jedni się modlą, inni zwlekają z wyjściem na boisko do ostatniej chwili, a jeszcze inni muszą dotknąć czegoś lub kogoś.
Każdy ma swój kokon, bez względu na to, czy siedzi ze słuchawkami na uszach, słuchając muzyki, czy oddaje się lekturze, chodzi trzy razy do toalety albo pilnuje, żeby jako ostatni pojawić się na murawie. / str. 39
Autor opisał również wiele sytuacji, które w dzisiejszej piłce by nie przeszły. Jedna z nich miała miejsce w trakcie meczu Newcastle United (Gullit w tym czasie prowadził ten klub) z Tranmere Rovers. Zawodnicy Tranmere uwiebiali korzystać z wyrzutów z autu, ponieważ mieli na nie całkiem ciekawy pomysł. Jak opisuje autor: w planszach reklamowych na stadionie były drzwiczki, które otwierały się gdy piłkarz TR miał wyrzucać z autu, a za nimi czekał na niego ręcznik, którym mógł wytrzeć piłkę, a następnie  - dzięki otwartym drzwiczkom  - brał rozbieg i rzucał piłkę w okolice jedenastki. Zupełnie tak jakby to był rzut wolny, a arbiter nie zareagował. Wyobrażacie sobie coś podobnego obecnie? W dobie serwisów społecznościowych i wszechobecnych mediów takie wybryki są nie do pomyślenia. 

Podobało mi się również to, że miałam możliwość dowiedzieć się czegoś nie tylko o piłce czy samym Ruudzie Gullicie, ale również o innych znanych postaciach, które autor sobie widocznie ceni. Jedną z takich postaci jest Mourinho, a właściwie sam jego "upadek". 
Aby zwyciężyć, trzeba grać piłką. Ale nie trzeba zdominować statystyk jej posiadania. To powszechny błąd. Ponadto kiedy już ma się piłkę, wcale nie trzeba jej utrzymywać: podstawową sprawą jest wyciągnięcie jak największej korzyści z jej posiadania. / str. 111  - 112
Nigdy nie zwracałam uwagi na pierwsze kopnięcie piłki. Naprawdę. Było to po prostu kopnięcie rozpoczynające mecz, jednak z perspektywy menedżera wygląda to zupełnie inaczej. Według Gullita, drużyna zaczynająca mecz często sygnalizuje swoje intencje za pomocą pierwszego kopnięcia: czy zamierza ruszyć naprzód, czy będzie czekać na to, co zrobi rywal, czy zamierza grać kombinacyjnie, czy też walczyć.
Podobne zdanie miałam zawsze o bramkarzu  - nie żebym miała bramkarzy za mało znaczących, wręcz przeciwnie, ale nie sądziłam, że odgrywają aż tak kluczową rolę w ustawieniu drużyny. Tymczasem to bramkarz mówi obrońcom, co maja robić, obrońcy pouczają pomocników, którzy z kolei dyrygują napastnikami. Menedżer może służyć spostrzeżeniami, ale taktyka zależy od bramkarza. 
Gracze pokroju Zidane'a, Platiniego, Maradony, Christiano Ronaldo i Messiego myślą nieszablonowo. To właśnie takich zawodników powinniśmy wychowywać, menedżerowie zaś nie powinni z nimi omawiać taktyki, tylko zaufać im i dać pełną swobodę. I słuchać. Jestem pewien, że gdyby ich spytać, zapłodniliby umysł trenera rozmaitymi pomysłami. Należy ich hołubić, bo to za sprawą tego typu wyjątkowych piłkarzy futbol jest tak wspaniały. / str. 196
Podsumowując: nie mam absolutnie nic do zarzucenia autorowi tej książki. Była naprawdę interesująca i dostarczyła mi wielu informacji o taktyce, schemacie gry, elitach wśród klubów jak i samych zawodnikach. Przy okazji najbliższego meczu na pewno zwrócę uwagę na zachowanie zawodników, ustawienie jak i pierwsze kopnięcie piłki. 
Dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non za możliwość przeczytania "Jak oglądać piłkę nożną".


__________
Panna Jagiellonka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz