Wojciech Chmielarz, Żmijowisko

sobota, 5 maja 2018

Najnowszy thriller Wojciecha Chmielarza traktuje o zaginięciu nastolatki. Ostatnimi czasy jest to temat tak powszechny, że obawiałam się efektu "gdzieś to już czytałam" jednak autor mnie nie zawiódł.

 

Wypicie kilku browarów przy czytaniu książki to nie jest chlanie.
Akcja rozgrywa się w miejscowości Żmijowisko na trzech płaszczyznach czasowych: aktualne wydarzenia zgrabnie przeplatają się z tym, co wydarzyło się rok wcześniej i pomiędzy.
Głównym bohaterem jest Arek - ojciec Ady, który rok po jej zaginięciu wraca do Żmijowiska by kontynuować poszukiwania córki. W międzyczasie dowiadujemy się, że jego żona wpadła w depresję i dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo, a on jest uważany za potwora z powodu przepuszczania pieniędzy w kasynach. Co do samej Kamili to muszę przyznać, że gdybym znała kogoś takiego to zrobiłbym jej krzywdę. Nie wyobrażam sobie jak można powiedzieć że jedno dziecko kocha się mniej od drugiego i mizdrzyć się do byłego w obecności męża - takie kobiety mnie obrzydzają i przynoszą wstyd mojej płci.

Kobiety rozmawiają o dzieciach z tego samego powodu, z którego mężczyźni gadają o piłce nożnej - to w miarę bezpieczny temat, na który każda ma coś do powiedzenia.
Zmierzam do tego, że Wojciech Chmielarz zagrał na moich uczuciach, specjalnie stworzył Kamilę taką a nie inną bym na koniec miała w głowie mętlik i zastanawiała się komu powinnam współczuć.
Matki zawsze mówią, że wszystkie swoje dzieci kochają tak samo. Matki kłamią.
Akcja nie zwalnia tempa, a z każdym rozdziałem na światło dzienne wychodzą kolejne fakty związane z pamiętnym wydarzeniem. Od połowy książki niestety miałam już pewność, że Ada się nie odnajdzie, a przynajmniej nie tak jak by sobie tego życzyli jej rodzice i wydawało mi się również że wiem, kto stoi za jej zniknięciem.
Zakończenie jednak mnie zaskoczyło, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Autor mistrzowsko wręcz wprowadził zamęt w zakończeniu, gdy już właściwie zamykałam książkę i odkładałam ją na półkę. I wiecie co? To było dobre.

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Marginesy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz