Remigiusz Mróz, Rewizja / Rec.

środa, 19 kwietnia 2017

W końcówce „Zaginięcia” Chyłka popełniła największy grzech, jaki popełnić może adwokat – złamała tajemnicę adwokacką. W prawdziwym życiu po czymś takim, nie byłoby już dla niej miejsca w Palestrze, jednak w fikcyjnej rzeczywistości konsekwencje były pozornie mniej dotkliwe – Joanna musiała opuścić Kancelarię Żelazny & McVay i zacząć od nowa. Oprócz pracy, straciła jednak coś ważniejszego – zaufanie Zordona, który dotychczas darzył swoją patronkę nie tylko szacunkiem, ale wręcz uwielbieniem. Z dużą dozą niecierpliwości czekałam na kolejną przygodę prawników i zastanawiałam się jak autor wybrnie w tego impasu. 
Joanna po opuszczeniu prestiżowej kancelarii, spadła na prawnicze dno – zamiast luksusowego biurowca w centrum, zasiada teraz za biurkiem w boksie z poradami prawnymi w CH Arkadia, niebezpiecznie blisko półek zapełnionych „małpkami”, po które wyjątkowo chętnie i często sięga. Nic nie zapowiada, że zagubiony mężczyzna, którego prawniczka niemal siłą ściąga do swojego boksu, będzie wkrótce jej klientem i oskarżonym w jednej z najgłośniejszych spraw, która okazuje się znacznie bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać chociażby ze względu na gigantyczne ubezpieczenie zabitych kobiet, którego firma ubezpieczeniowa nie ma zamiaru wypłacać, a na domiar złego jej prokurentem jest sam Piotr Langer - tak, ten Piotr Langer. Chyłka odkrywa okazję do zemsty na dawnym pracodawcy i bez mrugnięcia okiem podejmuje się obrony mężczyzny. Nie mogę zdradzić więcej, żeby nie psuć Wam zabawy, ale mogę zapewnić, że Joanna Was nie rozczaruje. 
Pewnych rzeczy po prostu się nie wybacza. Czy Hitlera by oszczędzono, dgyby nie zabił się w tamtym bunkrze i dzień po podpisaniu kapitulacji stał się dobrym człowiekiem? Nie, podobnie jak nie powinno się wybaczać ojcom, którzy z życia swoich córek zrobili holocaust. / Chyłka
Tymczasem Kordian Oryński awansował. Ma już własny gabinet (i to nawet z oknem), a przed drzwiami wisi dumna tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem. Nowy patron nie wzbudza w nim wielkiego respektu i wydaje się niesamowicie nudny, jednak Zordon postanawia skupić się na karierze i jak najszybciej wspinać się w kancelaryjnej hierarchii. Kiedy w jego ręce wpada sprawa ubezpieczeniowa, w której beneficjent polisy z dużym prawdopodobieństwem dopuścił się mordu na ubezpieczonych, chłopak myśli, że drzwi do sukcesu stanęły przed nim otworem.
- Zamyśliłem się - powiedział
- Nad czym?
- Nad Mordorem - odparł aplikant i rozłożył ręce.
Stary adwokat zmarszczył człoło, uwydatniając zmarszczki na nosie.
- Dlaczego tak nazywacie to miejsce?
- Nie czytał pan Tolkiena?
- Nie. Nie gustuję w tych dzisiejszych wampirach. / Oryński i Buchelt
Rozdzielenie pary adwokatów okazało się literackim strzałem w dziesiątkę. Pozwoliło to autorowi na poprowadzenie akcji inaczej, niż nas do tego przyzwyczaił w poprzednich częściach. Obie postaci, funkcjonujące oddzielnie, mogły wykazać się nowymi cechami, wynikającymi z uwikłania ich w walkę po dwóch stronach konfliktu. Efektem ubocznym tego rozdzielenia jest jednak pewna redukcja uwielbianych przez czytelników, słownych utarczek między Joanną a Kordianem. Tutaj z pomocą przychodzi Kormak, któremu nie brakuje przecież ciętego języka i specyficznego poczucia humoru. Godnie zastępuje Chyłkę, a i sam Zordon okrzepł już tak, że nie pozostaje w tyle i obaj dają radę. Przynajmniej do czasu, kiedy na horyzoncie nie pojawia się sama Joanna. Bo czy ktoś jej dorówna?
- Co to za pajac? - odezwał się Rom.
- Zordon.
- Co?
- Mniejsza z nim. Jest moim szoferem.
- Przyprowadziłaś go tu jako obstawę?
Chyłka zaśmiała się kręcąc głową.
- Pewnie - odparła. - Tylko tak niepozornie wygląda. Jak sama nazwa wskazuje, w rzeczywistości może przywołać kilku gości ubranych w kolorowe spandeksy, które doszczętnie przemodelują ci dupę. / Chyłka i Koro
Jestem pod wrażeniem wiedzy autora na temat kultury Romów. Przyznam szczerze, że nabrałam do nich nieco większego szacunku. Do tej pory miałam głównie przykre doświadczenia z Cyganami (w tym raz wtargnięcie do mojego mieszkania gdy miałam jakieś 10 lat i byłyśmy z siostrą same w domu). Remigiusz Mróz opowiedział mi jednak ich historię i wytłumaczył zasady postępowania – dzięki temu trochę lepiej ich rozumiem, chociaż dystans pozostaje. Wiem już czym jest skalanie, dlaczego Romowie nie pracują i skąd się w ogóle wzięli w naszym kraju. Cieszę się zatem, że książka ma również aspekt edukacyjny. 
Kusi mnie, żeby napisać kilka zdań o rozwiązaniu intrygi i zakończeniu, ale obawiam się, że mogłabym zdradzić zbyt wiele. Napiszę więc tylko, że rozwiązanie kryminalnego wątku trochę mnie rozczarowało i póki co, nie jestem do niego przekonana, za to samo zakończenie? Genialne i całkowicie w stylu Mroza. Tylko on potrafi z końcówki książki zrobić to, czego niektórzy autorzy nie potrafią stworzyć w opasłych tomiskach.  ;-)

Panna Jagiellonka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz