Beata Majewska, Konkurs na żonę / Rec.

sobota, 29 kwietnia 2017

Recenzja książki "Konkurs na żonę" to moja pierwsza poważniejsza recenzja, w tym przypadku musiałam skupić się na kilku istotnych kwestiach i zgrabnie ułożyć to w całość. Czy się udało? To zostawiam Wam do oceny. :)
Przy okazji tej recenzji zdradzę Wam, że mieszkałam jakiś czas w Krakowie i jestem od wielu lat zakochana w tym mieście. Cudownie było czytać o miejscach, które się zna. Kiedy pojawiła się wzmianka o ulicy Karmelickiej, wręcz wykrzyknęłam: "O! Mieszkałam tam!". Miejsce akcji było jednym z powodów, dla których bardzo chciałam tą książkę przeczytać, natomiast drugim powodem była tematyka - piękna młodzieńcza miłość. Znacie mnie z Instagrama jako czytelniczkę głównie kryminałów i sensacji, jednak jest to błędne skojarzenie, ponieważ czytam również właśnie taką literaturę kobiecą. Fakt - ostatnio rzadziej, dlatego miłą odmianą była ta powieść.
Beata Majewska to autorka, z którą wcześniej się nie spotkałam. "Konkurs na żonę" to pierwsza jej książka wydana pod tym nazwiskiem, pisarka ma bowiem na koncie cztery powieści pod nazwiskiem Augusta Docher.
Bardzo sie cieszę, że Grupa Wydawnicza Publicat S.A. umożliwiła mi poznanie autorki poprzez przeczytanie tej wspaniałej książki przed premierą, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję! :)
Jak powszechnie wiadomo, babki stanowią trzy czwarte ludzkości lubiącej literaturę. - Adam Soliński, przyjaciel Hugona
Głównymi bohaterami są Hugo Hajdukiewicz - 28 letni prawnik z Krakowa. Jak przystało na Casanove jest nieziemsko przystojny i obrzydliwie bogaty. Chce się ustatkować, ale - nie żeby panu mecenasowi spieszno było do zakładania rodziny, po prostu taki warunek w testamencie zapisał jego wuj, właściciel Kancelarii H.H.LAWS. Szybko dowiadujemy się, że jest hipokrytą - dzieli kobiety na "te do życia i te do zabawy" i gardzi tymi, które traktują mężczyzn jak bankomaty na dwóch nogach.
Łucja Maśnik - 18 letnia studentka z Podola. Typowa bogobojna szara myszka z niebywałą inteligencją i śmiesznymi powiedzeniami: "zakałapućkałam się" i "coś mi się popiórkowało". 
Fabuła przypomina typową "komedię romantyczną" (czyt. romans), gdzie bogaty mężczyzna, który może mieć każdą, wybiera akurat taką, której nikt inny nie zauważa. Jak nie trudno się domyślić, przez całą książkę towarzyszymy Hugonowi i Łucji w ich wspólnym życiu, przeżywamy chwile uniesień wraz z nimi, uczestniczymy w kłótniach i wzruszamy się, gdy im się łezki w oczach kręcą. 
Czyta się lekko i przyjemnie. Mocno widoczna jest również miłość młodych do swoich rodzin, dla obojga bohaterów kobiety, które ich wychowały są najważniejsze na świecie i czas pokaże jak wiele są w stanie dla nich zrobić. Łucja, dziewczyna o złotym sercu - czasem, jak dla mnie nawet za bardzo próbująca być uczciwa i kłócąca się o każdą złotówkę, w końcu demaskuje swojego ukochanego i wtedy akcja wywraca się do góry nogami - dosłownie.
Wygląd książki to mistrzostwo świata. Moje ohy i ahy nie miały końca, gdy tylko otworzyłam paczkę. Okładka subtelna, pastelowa - po prostu piękna, a różowa wstążeczka, którą była przewiązana książka, była niczym wisienka na torcie. I te różyczki między wersami...
Rozbawiły mnie momenty, w których Łucja pokazywała Hugonowi, że wcale nie jest taka głupia za jaką on miał, wręcz widziałam wtedy tą jego zdziwioną minę! :)
Nie jestem wierzącą osobą, ale wzruszyła mnie wiara Łucji, jej dobroć i miłość do babci. To, z jakim szacunkiem traktowała swoją opiekunkę było piękne. Może dlatego, że teraz tak rzadko spotykane?
Żeby nie było za kolorowo mam też pewne uwagi. Już na samym początku raziło mnie w oczy zrobienie z Łucji wieśniaczki i im dalej zagłębiałam się w lekturę tym mocniej było to widać - jej powiedzenia, dziecięca i naiwna postawa, a przede wszystkim wielka religijność. Sama mieszkam na wsi, znam wiele osób z takiego społeczeństwa i to jak została przedstawiona bohaterka jest moim zdaniem stereotypową wizją mieszkańca wsi - przykro mi, że autorka tak nas postrzega. Drugą sprawą jest spolszczanie słów, a co gorsza - tylko niektórych! Przykład: "dżezowe klimaty", natomiast na innej stronie już normalnie było napisane. Kolejną sprawą jest religia. Nie lubię jak autorzy wrzucają tak dużo swojej wiary, zupełnie jakby zapominali, że książki czytają też inni.
Podsumowując, Konkurs na żonę to urocza i momentami zabawna, opowieść o młodzieńczej miłości. Warto przeczytać, ja na pewno sięgnę po kolejną część, ponieważ zakończenie nie było przewidywalne i jestem ciekawa dalszych losów bohaterów. Ciężko napisać dla jakiego grona odbiorców jest przeznaczona, jeśli ktoś lubi romase to jak najbardziej polecam, bez względu na wiek.
Panna Jagiellonka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz